Seksedukatorzy won!

Seksedukatorzy won!

Nowa Pani Minister  Anna Zalewska zapowiedziała:

Nie wpuszczę seksedukatorów do szkół. Zewnętrzne zespoły są zagrożeniem dla dzieci, bo ich nie znają. Mogą im tylko zaszkodzić. Trzeba szanować intymność młodych ludzi. Poza tym wychowanie jest po stronie rodziców. To rodzic jest najważniejszy. (…) Skoro wygrałam z wiatrakami, bo gdy pomagałam ludziom protestować przeciwko farmom wiatrowym, to one nie powstawały, to może uda mi się przebudować system.

a mi się smutno robi. Bardzo smutno nawet.

Ja rozumiem, można nie lubić seksedukatorów, choć oni są tak po prawdzie bogu ducha winni. Starają się nieść kaganek oświaty w te piekielnie mroczne czeluście. No ale, wychylają się przed szereg, używają (czasem nawet na głos!) słów takich jak seks czy orgazm, a czasem nawet tych na CIP.. bądź na PEN.. .

Swoją drogą jak kurwy i chuje na ulicy przed szkołą lecą to nikomu nie przeszkadza.

Ale, dobra – seksedukatorzy wiadomo, trudną roli mieli od początku i tylko pracą własną, często charytatywną, się przebili do mainstreamu i świadomości młodych ludzi. Taki na ten przykład PONTON, który od lat edukuje, odpowiada, uspokaja, uczy jak się zabezpieczać, jak odmawiać, jak się badać (!!!) – można nie lubić i już. Owsiaka też niektórzy nie lubią.

Tylko ja się pytam: DLACZEGO DZIECI NIE LUBICIE?

Wpychanie rodziców w rolę edukatora seksualnego swojego dziecka jest zadaniem nie tylko karkołomnym, ale też skazanym na niepowodzenie! I nawet abstrahuję w tej chwili od tego, że tym nieszczęsnym rodzicom nikt nigdy niczego o rozwoju seksualnym dziecka czy nastolatka nie powiedział i bazować mogą jedynie na swoich lepszych bądź gorszych doświadczeniach. Pomijam to, że dostępny na tej stronie kurs jest bodaj jednym w Polsce, w którym rodzice rzeczywiście mogą się czegoś na ten temat dowiedzieć… ale na boga! Czy ktokolwiek z Was rzeczywiście chciał się uczyć seksualności od rodziców ?!?!

Zrozummy się dobrze. Rodzice są niezwykle ważnymi osobami, których wpływ na seksualność dzieci jest olbrzymi. Ich zachowanie, postawa, komunikaty przemycane między wierszami, wzajemne relacje. To wszystko uczy dzieci tego czym jest seksualność. Super jeśli to jest model do naśladowania, ale nawet wtedy nauka ta ma swoje granice.

Dla prawidłowego rozwoju dziecka potrzebne są eksperymenty i doświadczenia! Tak wiem, w kontekście seksedukatorów brzmi to zapewne dwuznacznie i Ci wszyscy, którzy wyobraźnię mają większą niż zgromadzone doświadczenia zapewne wyniosą to i spotęgują. Tylko, że ja wcale nie seksedukatorów miałam na myśli (ha! got you!)

Dzieci potrzebują GRUPY RÓWIEŚNICZEJ do rozwoju, eksperymentów, do uczenia się społecznych norm i granic. Ani brak rodziców, ani brak seksedukatorów nie sprawi, że dzieciaki nagle przestaną interesować się seksem. Dalej będą majstrować przy przyrodzeniu, wpadać na „błyskotliwe” pomysły, przeżywać sercowe dramaty i miłosne uniesienia. Żadna ustawa tego nie zakaże, żadna zmiana w podręcznikach czy w sposobie nauczania. Nawet wycofanie szkół koedukacyjnych nic nie da.

Skoro więc… dzieciaki, jak to dzieciaki, będą uczyć się życia, może my, dorośli i obyci, co to wszędzie byli i wiele zrobili, pochylmy się przez chwilę nad samym sobą i zastanówmy się czego właściwie tym naszym dzieciom chcielibyśmy zabronić? Kontaktu z seksedukatorami? Nie gryzą. Wiem, bo kilku znam. A może raczej przyjemności?

Więc jak mówiłam na początku. Smutno mi się robi.

Bo jako psycholog, po studiach podyplomowych z seksuologii, ale przede wszystkim jako matka, jako człowiek, chciałabym, aby moje dzieci dorastały w przekonaniu, że przyjemność jest ważną częścią życia. Że z miejsc i od osób, z którymi przyjemnie nie jest należy uciekać. Życzyłabym sobie, aby moje dzieci wiedziały, że dawanie i branie, troszczenie się o przyjemność i tworzenie przyjemności – dla siebie i innych, jest fundamentem, na którym budujemy nasze relacje z innymi ludźmi oraz z samym sobą. Aby wchodziły w świat i w życie z przekonaniem, że mają prawo do przyjemności i nikt nie może im zrobić nic, co jest dla nich nieprzyjemne właśnie.By wiedzieli, że poczucie przyjemności jest pewnym drogowskazem, którego powinni się trzymać oraz by potrafili empatycznie podchodzić do przyjemności innych.

Więc jest mi smutno, bardzo smutno, że tak bardzo zatarły się granice, że łatwiej jest zohydzić młodym ludziom to, co w swojej istocie jest pięknem, niż podjąć trud by przedstawić im całe spektrum różnych wariantów i możliwości, różnych zachowań i różnych opinii.  Tego bym oczekiwała od edukacji. Tylko tego.

 

*artykuł oryginalnie opublikowany na innej stronie/przedruk z roku 2016, choć nadal aktualny

About Author

Karolina Piotrowska

Pomagam ludziom zrelaksować się i odpocząć. W spokoju zdecydowanie łatwiej jest zauważyć jak wiele mamy powodów do radości i zadowolenia. Z wykształcenia jestem psychologiem, szczególnie interesuje mnie neuropsychologia i seksuologia. Niezwykła więź między umysłem a ciałem oraz naszymi myślami i emocjami. Jeśli masz pytania, skontaktuj się ze mną!

Related posts