Nie wiem jak jest u was, (choć domyślam się, że podobnie jak u mnie) ale w moim życiu dość często bywa tak, że ludzie bliżsi i dalsi dzwonią lub piszą z pytaniem o jakąś sprawę, na której się znam. Jedynym z nieśmiertelnych tematów, przy których jestem wywoływana do dyskusji tyczy się edukacji seksualnej.
Edukacja seksualna – jak to wygląda?
W rozumieniu wielu osób edukacja seksualna tyczy się tego jak uprawiać bezpieczny seks. Mówiąc więc o zajęciach z wychowania seksualnego bądź edukacji seksualnej mają w głowie obrazek, w którym dzieciaki z podstawówki uczone są nakładania prezerwatyw na banana ewentualnie pokazywane są im plansze z objawami chorób wenerycznych. I cóż, trzeba przyznać, że w niektórych miejscach edukacja seksualna rzeczywiście tak wygląda. Jeśli tak rozumiemy edukację seksualną to wystarczy na nią parę godzin szkolnych w ciągu całego roku.
Problem w tym, że wydźwięk takich zajęć jest dość przerażający. One mówią dzieciom „nie uprawiajcie seksu, bo jak będziecie to robić możecie zachorować a nawet umrzeć”. Czy takie podejście do seksu jest rzeczywiście tym co chcemy przekazać naszym dzieciom?
Pomyśl przez chwilę o sobie: czym jest seks w Twoim życiu? Ogranicza się tylko do samego aktu i kontroli stanu zdrowia czy jest czymś zdecydowanie bardziej złożonym?
Co z edukacji seksualnej mają dzieci?
Każemy wierzyć naszym dzieciom w wiele mitów lub własnych przekonań dotyczących seksu i seksualności. Wpajamy młodym ludziom, że seks uprawia się z wielkiej miłości albo, że partnerzy zawsze muszą być z seksu zadowoleni. Powtarzamy, że to mężczyźni/chłopcy mają większą ochotę na seks. Niektórym zdarza się mówić o tym, że seks jest grzechem albo, że dla kobiety to poświecenie. Czy to jest prawda? A może raczej sprzedajemy młodym ludziom własne przekonania i wyobrażenia o seksie? Często w ramach edukacji seksualnej ten obraz oscyluje między dwoma skrajnościami. Jedną stroną jest zastraszenie młodzieży – chorobą, karą boga, piętnem społecznym zajścia w ciąże. Drugą stroną jest bajka o idealnej, wielkiej, zapierającej dech w piersiach, dozgonnej miłości – tylko jednej na całe życie.
W efekcie przekazujemy dzieciom ogrom lęku. Niepokój o zdrowie, życie (w tym to pozagrobowe), odpowiednie ulokowanie uczuć.
… a co dzieci mają z pozytywnej edukacji seksualnej?
Osobiście chciałabym, aby moje dzieci uczyły się o seksie w inny sposób. Chciałabym, aby ktoś otwarcie im powiedział, że seksualność jest bardzo ważnym aspektem życia. Tą jego częścią, z której ludzie czerpią wiele przyjemność, ale wiąże się też z nią wiele rozterek i nie łatwych wyborów. Chcę, żeby moi synowie wiedzieli, że seks jest naturalny a czerpanie przyjemności płynącej z ciała jest czymś dobrym. Chcę, aby nie czuli presji przed rozpoczęciem współżycia seksualnego, tylko żeby byli świadomi, że na wszystko jest odpowiedni czas oraz miejsce. Chcę, aby podchodzili z szacunkiem, troską i miłością do własnego ciała oraz ciała swoich przyszłych partnerów bądź partnerek. Marzę o tym, aby potrafili otwarcie wyrażać swoje uczucia i słuchać tego co o uczuciach mówią inni ludzie. Ostatecznie chcę też, aby znaleźli dla siebie taką osobę, która ich pokocha, zrozumie i zaakceptuje takimi jakimi są. By nie czuli presji do zmiany, ale zmieniali się, jeśli sami zauważą taką potrzebę. Chcę by seks i seksualność było tym co wzbogaca ich życie, a nie tym co sprawia, że są pełni lęków, obaw i niepokoju.
Z tych wszystkich powodów jestem zwolenniczką wprowadzenia do szkół pozytywnej edukacji seksualnej. Pozytywnej, czyli takiej, która zamiast straszyć seksem znormalizuje go. W ramach pozytywnej edukacji seksualnej opowiada się o tym jaki seks jest oraz jaki może być. Zachęca się ludzi do odkrywania swojego seksualnego potencjału przy zachowaniu zasad tolerancji, wzajemnego szacunku i jednoczesnego stawiania swoich granic. Uczy się jak odmawiać i jak przyjmować odmowę. Oczywiście opowiada się też o zagrożeniach płynących z aktywności seksualnej, jednak nie po to by odstraszyć w ten sposób dzieci od współżycia a po to by pokazać im sposoby na uprawienie seksu w sposób bezpieczny i świadomy.
Czy taka edukacja w szkołach jest możliwa? Nazwijcie mnie niepoprawną optymistką, ale wierzę, że TAK! Przede wszystkim społecznie musimy zrozumieć, że istotna jest nie tylko sama edukacja seksualna w szkole, ale również sposób prowadzenia zajęć z tego przedmiotu. Potrzeba wykwalifikowanej kadry, młodej i jednocześnie dobrze wykształconej, gotowej by otwarcie rozmawiać z młodzieżą o seksualności. Dodatkowo, aby nie robić z tego przedmiotu „nie-wiadomo-czego” warto by był on stałą częścią edukacji, aby traktował o szeroko rozumianej cielesności i seksualności. Siła do wprowadzenia takich zmian leży w dzieciach i rodzicach, którzy rozumieją potrzebę kompleksowej edukacji i znaczenie seksu w normalnym życiu.