Ten kawałek znałam z radia. Wpada w ucho, tekst i wykonanie zapada w pamięć. Na pierwszy rzut oka piosenka o miłości. Na dodatek z niebanalnymi słowami. Dobre. Oryginalne. Trzymające w napięciu. Hit.
Wczoraj poznałam teledysk i jestem pod prawdziwym wrażeniem. To nie jest zwyczajna piosenka.
W połączeniu z historią z teledysku to prawdziwy manifest obok którego nie da się przejść obojętnie.
NAJPIERW SŁOWA PIOSENKI
Hozier, irlandzki wokolista i autor zarówno tekstu, jak i muzyki, pokazał klasę. „Take me to church” bardziej przypomina wiersz niż piosenkę. Dodatkowo tekst pełen jest dwuznaczności, aluzji i metafor widocznych dopiero, gdy bardziej się nam nim pochylimy.
„nieskończona śmierć” jest odniesieniem do orgazmu zwanego czasem „małą śmiercią”
„wysoki koń” symbolizuje ludzi patrzących z góry, dających sobie prawo do oceniania innych”urodziliśmy się chorzy” – skażeni grzechem pierworodnym
Take me to church – słowa piosenki po polsku
Od razu wiemy, że mamy do czynienia z opowieścią o parze kochanków z religią w tle. W moim wolnym tłumaczeniu słowa tego utworu w języku polskim brzmiałyby tak:
Moja kochanka jest wybredna,
jest śmiechem na pogrzebie,
wie, co to powszechne potępienie.
Powinienem czcić ją wcześniej
Jeśli niebiosa kiedykolwiek przemówiły
Ona jest ostatnim prawdziwym prorokiem
Każda niedziela staje się coraz smutniejsza
Świeża trucizna każdego tygodnia
Urodziliśmy się chorzy
Słyszałeś jak to mówią
Mój kościół nie ofiaruje żadnego rozgrzeszenia
Ona mówi „wielb mnie w sypialni”
Jedyne niebo, do jakiego mogę trafić
To ten czas, w którym jestem z Tobą sam.
Urodziłem się chory ale kocham to
Rozkaż mi, abym ozdrowiał.
Amen. Amen. Amen.
Weź mnie do kościoła.
Będę Cię czcił jak pies w świątyni Twoich kłamstw.
Zdradzę Ci moje grzechy a Ty naostrzysz swój nóż.
Ofiarujesz mi tą nieskończoną śmierć.
Dobry Boże, pozwól, że oddam Ci moje życie.
Jeśli jestem poganinem dobrych czasów
miłuję słoneczny blask
Aby Bogini była zadowolona
Domaga się wyrzeczeń.
Wysusz całe morze.
Przynieś coś błyszczącego.
Jakieś mięso na główne danie.
To dobrze rokujący wysoki koń
A Ty, co masz w stajni?
Mamy wielu głodujących wiernych
To wygląda smacznie
To wygląda kusząco
To jest praca w głodzie.
Nie ma mistrzów ani władców gdy rozpoczyna się rytuał
Nie ma nic bardziej niewinnego niż nasz delikatny grzech
W szaleństwie i brudzie tej smutnej ziemi
Tylko wtedy jestem człowiekiem. Tylko wtedy jestem człowiekiem.
Amen. Amen. Amen.
Weź mnie do kościoła.
Będę Cię czcił jak pies w świątyni Twoich kłamstw.
Zdradzę Ci moje grzechy, a Ty naostrzysz swój nóż. Ofiaruj mi tą nieśmiertelną śmierć.
Dobry Boże, pozwól, że oddam Ci moje życie.
W pierwszym odbiorze to może być piosenka o zakazanym owocu, w zestawieniu z teledyskiem staje się poważnym głosem w dyskusji na temat czego czy religia ma prawo ingerować w seksualność człowieka.
TELEDYSK HOZIER TAKE ME TO CHURCH – O HOMOFOBII i HOMOSEKSUALIZMIE
Poruszający, prawda?
Gdy go zobaczyłam pomyślałam, że to dobrze, że artyści poruszają tak trudne tematy. Nie da się bowiem ukryć, że żyjemy w świecie, w którym osoby homoseksualne stale doświadczają trudności związanych ze swoją orientacją seksualną.
Teledysk daje do myślenia… od razu nasuwają się pytanie: czy żyjemy w świecie, w którym istnieje tylko jedna dopuszczalna forma miłości? Co z ludźmi, którzy się z tej normy wyłamują? Czy nie mają prawa do szczęścia? Co jest złego w związku dwójki dorosłych ludzi? Komu przeszkadza miłość i dlaczego? Czy religia ma prawo zaglądać do sypialni? Czy kościół może oczekiwać od człowieka, aby ten wyrzekł się swojej seksualnej natury? Kto ma prawo do oceniania i piętnowania? Na jakiej podstawie?
Jak mówi sam Hozier inspiracją dla teledysku był wzrost homofobii w Rosji.
W wywiadzie dla magazynu New York Hozier tak mówi o tym utworze i jego przesłaniu:
„seksualność (…) jest po prostu naturalna. Uprawianie seksu jest jedną z najbardziej ludzkich rzeczy. Ale organizacje takie jak Kościół (…) podważają ludzkość, z powodzeniem ucząc tego, by wstydzić się swojej orientacji seksualnej – że to grzech, że to jest sprzeciw wobec Boga. Piosenka jest o uznawaniu samego siebie oraz odzyskiwaniu swojego człowieczeństwa poprzez akt miłości„*
Ostatecznie więc ten tekst nie tyczy się tylko homoseksualizmu. Wiele jest bowiem przestrzeni, w których nauka i religia nie znalazły wspólnego języka. Nie mam nic do religii, uznaję, że każdy ma prawo do świadomego wyboru swojej ścieżki duchowego dojrzewania. Wiem tylko, że rygoryzm religijny, wpojone normy i poczucie jakoby cielesność bądź pewne formy miłości były grzechem, a doświadczanie przyjemności wiązało się z poczuciem winy bądź wstydu to wpływa to na nasz rozwój seksualny oraz na nasze życie erotyczne.
* wywiad New York Magazine [on-line]. www.nymag.com, 2014-03-11
** zdjęcie z teledysku Hozier, Take me to church